Zaczęłam odpisywać u Elki na Jej posta, ale przenoszę odpowiedź do nowo założonego wątku.
Możemy sobie podyskutować na temat dochudzania tutaj.
Zarcia napisał(a):No, jak Gosia tu wpadnie, to sie będziemy mialy z pyszna - slowo "dochudzanie" dziala na nia jak plachta na byka
nie chodzi o samo dochudzanie, ponieważ w niektórych przypadkach jak np. Ruda, Flo popierałam przejście na III,
a następnie powrót po jakimś czasie na II.
Główny powód mojej niechęci do tego słowa jest to, że niestety większość dochudza się na własne życzenie.
Gdyby zasady przy utrwalaniu były przestrzegane, gdyby nie było rzucania się na jedzenie i opychania bez opamiętania,
gdyby zamykano furtkę, która podczas uczty została otwarta, gdyby nie podjadało się pomiędzy ucztami itd...itd...(długo
jeszcze mogę wymieniać), powrót do II fazy w ogóle nie byłby potrzebny.
Nie trzeba być jasnowidzem żeby to zauważyć.
Powroty na II to droga na skróty - nie zawsze, ale w większości przypadków.
Odwiedzam sporo dzienników, nie omijam menu osoby której spowiedź czytam
i chociaż w tej chwili po raz kolejny większości się narażę, podtrzymuję to co często powtarzam:
niestety te powroty na II będą części z Was towarzyszyły do końca życia,
ponieważ nie chcecie schudnąć raz na zawsze - chudniecie żeby móc sobie później bez oporów
pofolgować z jedzeniem mając w alternatywie furtkę w postaci powrotu na II i dochudzenia się na niej.
Jest to sposób niewątpliwie skuteczny, ale czy dobry dla organizmu?
Nie mnie oceniać, nie jestem lekarzem. Każda z Was jest dorosła i wie co robi,
ja wybrałam drogę dłuższą i wymagającą ode mnie silnej woli i chociaż jest mi cholernie ciężko, to
cały czas walczę i nie zamierzam się poddawać. Schudłam i nie pozwolę, aby moje słabości kolejny raz wzięły
nade mną górę. Całe życie chudłam i tyłam na przemian, ale koniec z tym - osiągnęłam
cel, którego tym razem nie zniszczę.
Ktoś może powiedzieć, że się wymądrzam, ale nie taki mój zamiar.
U mnie też to różnie na III wyglądało. Nie osiągnęłam celu postępując zgodnie z zasadami
fazy nr III. Naginałam je trochę, wprawdzie tylko podczas uczt, ale jednak.
Bywało tak że po dniu mocno przesadzonej uczty waga szybowała nawet 3kg w górę.
Długo później czekałam aż trochę spadnie, ale walczyłam z moimi demonami, kolejne uczty
starałam się robić zgodne z zasadami, w dni PW, oraz w dni skrobiowe jadłam mniejsze porcje,
nie opychając się i waga zawsze spadała. Kilka razy tak mi się zdarzyło polecieć, ale tuż przed przejściem
do IV fazy powiedziałam dość. Przybyło mi centymetrów w obwodach i to podziałało na mnie
jak kubeł zimnej wody, wtedy właśnie postanowiłam zapisać się do klubu.
Nie potrzeba było dochudzania i innych kombinacji.
Ćwiczę, ale nikt nie powiedział, że Wy też nie możecie tego robić.
Jest tyle sposobów na zwiększenie ilości ruchu...wchodzenie po schodach, spacery, taniec,
pilates (bardzo lekka gimnastyka przeznaczona nawet dla osób z chorobami kręgosłupa),
biegi, nord walking, jazda na rowerze, skakanie na skakance, stepper, orbitrek, ...oraz tysiące innych
możliwości...trzeba tylko chcieć, bo wygospodarowanie 30min. dziennie nie jest nawet
dla najbardziej zapracowanej osoby problemem.
Dziękuję za uwagę.
Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam moim postem, ale tak uważam.
Czekam na Wasze opinie w tym temacie.
Miłego dnia